niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział II


Szczęśliwi są wierzący,
Którzy są pokorni w swoich modlitwach 


Była pewna, że gdyby miał pod ręką coś ostrego, może nóż, może cegłę cisnął by w nią i to bez mrugnięcia okiem i jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Rozpoznał ją niemal od razu, nawet jeśli jedyne co u niej widział to oczy. Była zła na siebie, że tak bez problemu dała się uwieść jakiemuś nieznajomemu.
 Co jeśli obudziłaby się w innym kraju? 
Albo jako święta dziewica potrzebna do rytuału przez satanistów? 
Wzdrygnęła na samą myśl o tym.
Nie mogła za wiele nad tym myśleć, bo znów potok przekleństw poleciał w jej stronę.
- Wyrzuć ją z domu! To pierdolnięta terrorystka! I kłamczucha i …
Znała świetnie angielski, ale mówił to tak szybko, że trudno było nadążyć.
Serce biło jej jak oszalałe i czuła jak skóra na twarzy okropnie ją pali z poczucia wstydu i zażenowania taką sytuacją. Blondyn zamrugał ze zdziwieniem patrząc na dziewczynę przed sobą.
- Okradłaś mojego brata? To prawda? – uniosła do góry brwi, gdy wpadła na genialny pomysł. 
Mówiła po angielsku, ale kto powiedział, że to jej ojczysty język?
Wykrzywiła śmiesznie twarz w grymasie oburzenia, po czym zaczęła wołać w zupełnie innym języku, by oboje jej nie zrozumieli.
- Nie znam go! Nawet nie wiem jak ma na imię! O co chodzi?! Chce wracać do domu, ale tu gorąco i coś śmierdzi pewnie od Ciebie! – zawołała wskazując na mężczyznę, którego usta zdobił jeden, srebrny kolczyk. Mogła go przecież obrażać, a i tak wyglądałoby to tak, jakby była oburzona i nie rozumiała dlaczego ten mężczyzna ją oskarża.
Oboje unieśli wysoko brwi jakby ze zdziwienia słysząc zupełnie obcy im język.
- Co to kurwa ma być? Wczoraj mówiłaś po angielsku – warknął mrużąc gniewnie oczy.
Dziewczyna ponownie odezwała się, gdy dotarł do niej fakt, że nie znają arabskiego.
A więc mogła mówić cokolwiek jej przyszło na myśl.
- Masz okropną fryzurę i ten zarost! Wyglądasz jak dziadek. I ty masz fanów? Nie sądzę, chyba mnie okłamałeś – dodała poruszając zabawnie dłońmi.
Blondyn westchnął patrząc wyczekująco na gitarzystę.
- I co? Ona nawet nie mówi po angielsku… jak się dogadaliśmy wczoraj… - mruknął cicho próbując sobie przypomnieć, ale najwidoczniej wziął za dużo niż powinien, bo w zupełności nie wiedział co do choler y u niego robi ta dziewczyna.
Nigdy nie miał daru do języków obcych, ale najwidoczniej pod wpływem świetnie się potrafił dogadać.
Tom przeklął głośno łapiąc się za głowę.
Dziewczyna wzruszyła ramionami od niechcenia zdając sobie sprawę, że plan działa.
- Co ona ci zrobiła? Tylko spójrz na nią. Jest wystraszona i pewnie nie wie kim jesteśmy – dodał wywołując prychnięcie w mężczyźnie.
- Groziła mi Bill, rozumiesz?! Nie jestem głupi, wiem co widziałem i słyszałem. Goniły ją jacyś kolesie, spieprzała przed nimi moim samochodem i w dodatku groziła mi bronią – fakt, trochę podkoloryzował, ale skoro i tak nie rozumiała…
- Ej, wcale nie bronią tylko breloczkiem! – warknęła po angielsku, a oboje spojrzeli na nią z zaskoczeniem. Zacisnęła usta oddychając głęboko.
No to ją podpuścił.
-Oh, to jednak umiesz angielski? – ironia z jaką zapytał o to aż powodowała ciarki na jej skórze i nawet mięciutka kołdra nie dawała tyle ciepła, co wcześniej.
Nagle, przypomniała sobie, że wciąż ma jego telefon. 
Widząc, że jak na razie nie przyszło mu to do głowy wyminęła go umiejętnie wrzucając telefon do tylnych kieszeni jego szerokich spodni. 
Nosił co najmniej o 4 rozmiary za duże, wiec nawet nie poczuł kiedy komórka znalazła się tuż przy nim. Odetchnęła z ulgą, ale to i tak nie pocieszało ją.
- Nie wiem o czym mówisz, źle się poczułam i… - znów mówiła w swoim ojczystym języku, a Tom westchnął ze zirytowaniem.
- Przestań już kurwa , bo zaraz cię walnę – syknął ze złością.
- A no i wzięła mój telefon. Daj mi swój Bill to sam zobaczysz – blondyn spojrzał niepewnie na dziewczynę, ale ta tylko prychnęła cicho krzyżując ręce na piersi.
O mały włos, a miała by jeszcze większy problem…
Wyglądała na urażoną tym oskarżeniem, wiec bez większych emocji podszedł do stolika obok wybierając numer brata.
Po całym pomieszczeniu rozległ się dzwonek Sama Deluxe – Stumm.
Tom spojrzał ze zdziwieniem, gdy zorientował się, że dźwięk wydobyła się z jego spodni!
- To niemożliwe! Musiała go podrzucić!
- Daruj sobie.
- To złodziejka. Okradła mnie Bill do cholery!
- Ile ci wzięła?
- 500 euro.
Bill przekręcił teatralnie oczami, jakby taka suma pieniędzy nie robiła na nim za specjalnie wrażenia. 
Podał bratu kilka banknotów.
- Co ty odpierdalasz?!
- Oddaje.
Tom zaśmiał się z niedowierzaniem kręcąc głową.
- Dragi wypaliły ci resztki mózgu?! Ta pizda mnie okradła, groziła i teraz bezczelnie kłamie nam w oczy!? Czego ty do chuja nie zrozumiałeś!?
- Samochód masz, telefon też, pieniądze ci oddałem. Żyjesz. Ona jest moim gościem i zostanie tutaj tak długo jak będzie jej się podobać – niemal jak jeden mąż krzyknęli razem. –CO?!
-Wynoś się stąd Tom, bo działasz mi na nerwy.
- Jednak jesteś pierdolnięty. A ciebie, będę miał na oku – warknął lustrując dziewczynę wzrokiem.
Po chwili wyszedł z domu trzaskając mocno drzwiami.
Dziewczyna odetchnęła głęboko wydostając się z kołdry.
Teraz znów jej było gorąco. Bill prychnął na ten widok unosząc do góry brew.
- Teraz mi jesteś winna 500 euro – mruknął z rozbawieniem.
- Ja…
- Jak się nazywasz? – zamyśliła się na chwilę. Bycie w innym kraju jednak ma swoje plusy. 
Mogła stać się kimkolwiek chciała. Mogła wymyślić historię jaka tylko przyszła jej na myśl. 
Po raz pierwszy była boginią we własnym życiu, potrafiła go zbudować od początku, mogła usunąć to, co było dla niej niewygodne. 
–Layla  - odparła po chwili zerkając w jego ciemne tęczówki. 
Takie same jak u tamtego. 
Mężczyzna uśmiechnął się do niej ciepło.
 – Jestem Bill, a tamten awanturnik to niestety mój brat, Tom.
- Nie chciałam go okraść, ja po prostu… - zagryzła nerwowo dolną wargę.
Obiecała sobie, że nikomu nie zaufa.  
On może poznać jej imię, ale nie historię.
Spojrzała na niego ponownie, a kąciki ust uniosła lekko ku górze przybierając na twarzy przepraszający uśmiech.
 – Przed czym uciekasz? – dziewczyna spojrzała na niego nieodgadnionym wyrazem twarzy.
 Westchnęła głośno rozglądając się po mieszkaniu.
- Przed przeszłością, przed bólem, poczuciem odrębności i samotności. Przed  śmiercią. – poczuła silną chęć podzielenia się z kimkolwiek o swoich uczuciach, nawet jeśli to w zupełności nieznana jej osoba.
 Może nawet lepiej, że jej nie zna. Nie będzie jej oceniać. 
Nie musiała mówić całej historii swojego życia, bo przecież ona się jeszcze nie zakończyła, ona nadal trwa, 
a ona musi tylko przetrwać.
Bill uniósł do góry brew najwyraźniej zaintrygowany nową koleżanką.
- A ty, Bill? – zapytała po chwili ponownie zwracając na niego ciemne tęczówki.
Wielki obraz czterech mężczyzn na ścianie, każdy z nich ubrany inaczej, nawet ten, którego okradła też tam był. Na dole wielkimi, drukowanymi literkami był podpis „Tokio Hotel”, a więc tak nazywa się ich zespół?
- Ja, co?
- Przed czym ty uciekasz? – Bill uśmiechnął się delikatnie przybliżając do niej.
- Skąd pomysł, że w ogóle przed czymś uciekam?
Layla podążyła wzrokiem po sylwetce mężczyzny, który poszedł prosto do kuchni.
Poszła za nim nieśpiesznie opierając ręce na wielkim kuchennym blacie.
Uśmiechnęła się delikatnie, gdy nalewał  do dwóch szklanek wody.
- Człowiek, który bierze narkotyki musi mieć konkretny powód – odparła po chwili.
 Mężczyzna odwrócił się do niej przodem podstawiając pod nos wielką szklankę.
- Czy osoba, która napije się piwa od razu jest alkoholikiem? Czy osoba, która zapali papierosa, staje się nałogowcem?
- Nie, ale…
- Wiec może ja też spróbowałem?
Layla wypiła niemal od razu zawartość szklanki czując lekki, pulsujący ból głowy.
- Gdyby tak było trzymałabym się z tobą. Nie urwałby mi się film, bo ja też pierwszy raz brałam to do ust.
- Spostrzegawcza i inteligentna. Podoba mi się to. Więc jaka diagnoza pani tajemnicza?  - mężczyzna usiadł obok na krześle wyczekująco na nią spoglądając.
- Jeśli zgadniesz nie będziesz musiała oddawać mi 500 euro – dodał na zachętę, cwaniacko się uśmiechając - Myślę, że to agonia.
- Agonia? – Bill spojrzał na nią ze zdziwieniem.
Znał doskonale definicje tego słowa i wątpił by to właśnie to wyrażenie określało jego osobę.
- Nie ta, która jest poprzedzającym etapem śmierci, ale taka dzięki której możesz zapomnieć. Zapomnieć o całym bólu, który skrywasz w sercu, zapomnieć przez chwilę kim tak naprawdę jesteś, możesz być kimkolwiek chcesz. Nie czujesz nic, unosisz się nad ziemią i to właśnie uczucie, ten stan powoduje… że nie chcesz by się zakończyło na jednym razie – dokończyła spoglądając na niego.
Nic nie mówił wyglądał jakby analizował właśnie to, co powiedziała.
Jego twarz była nadzwyczaj spokojna, a oczy natrętnie skierowane były na nią.
- Kim ty jesteś? – dopiero po chwili zapytał.
Dziewczyna pochyliła się bliżej niego patrząc w jego tęczówki.
- Nazywam się Layla i…
- Nie o to pytam – przerwał jej nerwowo ściskając w ręce opróżnioną szklankę.
Dziewczyna chrząknęła odsuwając kosmyk włosów za ucho.
- Po prostu… czuje to samo. – mruknęła niewyraźnie chcąc jak najszybciej wydostać się z tego mieszkania.
Bill zamyślił się na moment mrużąc śmiesznie oczy.
Dziewczyna wyprostowała się po czym spojrzała na niego niepewnie.
- Muszę już wracać. Dziękuje za wszystko.
Blondyn zaśmiał się kręcąc z politowaniem głową.
- Złamałem wczoraj wszystkie zasady, których się trzymałem od ponad dwóch lat. Po pierwsze nie przygarniam nowo poznanych dziewczyn do swojego łóżka, po drugie z nikim nie dziele się moimi przeżyciami i nikt nawet nie podejrzewa, że biorę chyba, że Tom, ale to jest inna bajka. Zjawiłaś się nagle, okradłaś mojego brata, uciekasz przed przeszłością, mówisz z niezrozumiałym dla nas języku i nie wiesz kim jesteśmy. Nie wypuszczę cię z domu.. nie po tym jakie wywarłaś na mnie wrażenie. Znam się na ludziach i jestem pewny, że twoja historia jest wyjątkowa.
Dziewczyna nie odpowiedziała wypuszczając ze świstem powietrze.
Zdecydowanie nie podobało jej się to, co właśnie powiedział.
Może znów powinna mówić po arabsku? Zdecydowanie nie.
Musi dalej brnąć w kłamstwa, skoro tak świetnie jej to wychodzi.



* * * * *
Rozdział drugi już za nami :)
Nie wiem czy w ogóle ktokolwiek czyta tego bloga, ale mam nadzieje, że wam się podoba.
Wiem, że dużo wulgaryzmów, ale to na potrzeby opowiadania :D
Pozdrawiam i dziękuje za każdy komentarz <3






sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział I



Zaprawdę, gorsi od zwierząt u Boga są ci, którzy odrzucili wiarę i nie wierzą


Instynktownie wstała z krzesła oddalając się od stolika.
Ruszyła wolno w stronę baru czując jak nogi odmawiają jej posłuszeństwa.
Starała się nie zwracać szczególnej uwagi, osób obok i póki co dobrze jej to wychodziło.
Podeszła do baru po czym usiadła na wysokim obrotowym krześle zrobionym z czerwonej, gładkiej skóry. Ułożyła prawą rękę na zimnej ladzie po czym obniżyła głowę by móc położyć ją na dłoni.
Przysunęła drugą ręką wielkie kufle piwa, by choć trochę czuć się bezpieczniej.
Nie chciała na razie panikować.
Nie mogła pozwolić by strach przejął kontrolę nad nią.
Nie teraz, gdy już była tak blisko.
Ukradkiem spojrzała w stronę mężczyzn, którzy zdawali się w ogóle nie śpieszyć by wejść w głąb klubu. Uważnie oglądali to co działo się wokół.
Przeklęła cicho, gdy jej serce kołatało nieznośnie głośno.
Miała wrażenie, że jeszcze chwilka i zaraz ją zobaczą.
Spojrzała ukradkiem na kelnera, który ułożył na brązowej tacy trzy duże drinki.
Nie wiele myśląc wzięła ją do ręki wstała szybko.
Ułożyła sobie tacę na ramieniu, by zasłaniała częściową jej twarz, po czym wyminęła niechcianych gości.
Szklanki zrobiły lekki hałas, gdy jej ręka wbrew woli trzęsła się ze zdenerwowania.
Zatrzymała się wolno po czym spojrzała przez ramię. Nigdzie ich nie było.
Nie uznała tego za dobry znak, przecież mogli nagle wyskoczyć zza jej pleców.
Nie mogła na to pozwolić. Zacisnęła usta w cienką linię po czym gwałtownie odwróciła się w stronę wyjścia.
Nie zrobiła nawet kroku, gdy usłyszała trzask tłuczonego szkła i siarczyste przekleństwa w jej stronę.
Podniosła wystraszona ciemne tęczówki na mężczyznę, który stał przed nią.
Część jego kurtki była mokra, a w powietrzu unosił się ostry zapach wódki i ananasa.
- Pojebało cię do reszty ty mała niedołęgo?! Wiesz do chuja ile ta kurtka kosztowała?! No raczej, że nie! Powiem twojemu szefowi, to ci potrąci 10 kolejnych nędznych wypłat! I czego się tak gapisz tępa szmato?! - dziewczyna zamrugała kilka razy powiekami, jakby nie będąc pewna czy dobrze zrozumiała ten potok słów mówionych angielszczyzną.
 Mężczyzna wyprowadził ją z równowagi tego była pewna, nawet przez moment zapomniała,
dlaczego nie oblała go mocniej.
A no tak, ma teraz większy problem.
- No kurwa umiesz mówić ty idiotko?! - pstryk palcami przed oczyma dziewczyny wybudził ją z dziwnego transu. Odwróciła się z przerażeniem, gdy ten awanturnik wywołał masę ciekawskich spojrzeń.
Jeszcze brakuje by płaciła za jego cholerną kurteczkę, za dwie duże szklanki i za...
Uniosła do góry jedną brew widząc jak dwójka mężczyzn patrzy na nią przenikliwie.
Na początku zdawali się jej w ogóle nie poznawać, ale gdy zaczęli iść w jej stronę wiedziała tylko to, że musi się szybko ulotnić. Mężczyzna spojrzał ze zdumieniem na dziewczynę, która bezczelnie go oblała alkoholem i nawet nie raczyła przeprosić. Najwidoczniej bardziej przejęła się innymi klientami, którzy zdawali się też nie być zadowolonymi z jej usług.
 Prychnął na ten widok, ale gdy zorientował się, że dziewczyna chce uciec ruszył za nią.
Musi zapłacić mu za tą kurtkę! Spojrzał w zdumieniu, gdy ta podeszła do pierwszego lepszego auta.
Chwila. Nie takiego pierwszego lepszego. To było jego n o w i u t k i e auto.
 Nie dość, że niezdarna i arogancka to jeszcze złodziejka!
- No chyba sobie jaja robisz - warknął bardziej do siebie, gdyż dziewczyna ruszyła biegiem do czarnego Audi R8 i trzasnęła drzwiami. Pobiegł za nią orientując się, że zostawił kluczyki w stacyjce.
Wsiadł szybko do auta co wywołało w dziewczynie zdziwienie i lekki niepokój.
- Zaraz cię jebnę. Jak boga kocham dostaniesz po mordzie i się skończy dzień dziecka. Dziewczynko to moje auto i masz 3 sekundy by go opuścić kapujesz?! - nastolatka pokiwała lekko głową na zrozumienie.
Mężczyzna uśmiechnął się triumfalnie.
 - No i nie mogłaś tak od raz... - nie dokończył gdy dziewczyna wcisnęła pedał gazu gwałtownie wyjeżdżając spod lokalu.
Przeklął głośno z ledwością unikając zderzenia czoła z tapicerką.
- Zatrzymaj ten samochód ty jebana kretynko! Chcesz nas zabić?! No zaraz mnie chuj strzeli co za szmata! - warknął ze złością po czym pochylił się w jej stronę by przejąć kierownicę.
Dziewczyna nerwowo zaciskała na niej palce, a czarna skóra przyjemnie chłodziła jej spocone dłonie.
 Bez chwili namysłu wzięła mały przedmiot leżący obok, po czym prawą ręką przyłożyła
 pod twarz mężczyzny.
- Zamknij się do cholery, bo zaraz wylecisz w powietrze! - warknęła z prawdziwą złością czując szybkie bicie serca. Ukradkiem spojrzała w tylne lusterko.
 - To jakiś żart?!
Nieznajomy spojrzał na nią w zdumieniu otwierając szerzej oczy.
Widząc jej spiętą i poważną minę obawiał się, że to nie jest dowcip.
Jednak umiała mówić, w sumie wolał jednak jak milczała.
- Co to kurwa jest? - syknął przez zaciśnięte zęby.
- Zamknij się, bo przysięgam, że przycisnę tutaj i oboje rozlecimy się na milion kawałeczków. - ucięła z irytacją wymalowaną na ciemnej buzi.
Nie sądziła, że mężczyzna jest w stanie tak zwyzywać kobietę.
Okey fakt faktem oblała go piwem, ukradła samochód i groziła... ale to nie powód by tak chamsko się zachować, prawda? Nawet nie pomyślała, by wyraźniej mówić po amerykańsku tak by wszystko było jasne.
Na początku myślał, że ci dwaj goście to jacyś jej szefowie skoro spieprzała na ich widok, gdy go oblała, ale teraz?
Ma bombę? Może jest w jego samochodzie? Czy to jakaś terrorystka?
- Co za chujowy dzień... - jęknął desperacko opadając na miękkie siedzenie.
 - Jesteś terrorystką? Córką gangstera? Pracujesz dla mafii? - dziewczyna z trudem powstrzymała się przed prychnięciem.
Kto by się bał 1,67 centymetrów wzrostu?
- Działasz mi na nerwy tym gadaniem - warknęła po chwili gwałtownie skręcając w prawo.
Zwolniła nieco, ale nadal była bardzo czujna.
- Nie możesz nas wysadzić! Jestem jeszcze młody, mam przecież... - zrobiło jej się strasznie przykro, gdy uświadomiła sobie co tak na prawdę zrobiła.
Napadła niewinnego człowieka i groziła mu śmiercią.
Na pewno ma rodzinę i dzieci, których bardzo kocha, a ona tak perfidnie...
- Mam przecież fanów! - dokończył na wydechu.
Dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem.
Na serio w chwili śmierci pomyślał o czymś takim!?
- Fanów? - zapytała ze zdziwieniem i zmarszczyła brwi.
- Nie mów, że nie poznałaś. Wszyscy znają Toma Kaulitza. Najlepszego gitarzystę na calutkim świecie. W dodatku super przystojny, a to nie często się zdarza - wydawało jej się nawet, że przez moment zapomniał gdzie się znajduje i że od niej zależy jego życie.
Ton z jakim wypowiadał te słowa wydawał się podniosły i egoistycznie dumny.
- Nie słucham disco polo - ucięła z ironią.
- Co? Chyba cię pojebało! Jakie disco polo?! I zwolnij do cholery, bo rozbijesz mój nowiutki samochód! - dodał z irytacją patrząc na licznik przed nimi.
- Nie gadaj tyle, bo naprawdę wylecisz - warknęła ponownie podsuwając mu przedmiot przypominający zapalnik przed nos.
- Jedziemy do mojego domu - dodała spokojniej skręcając znów w lewo.
Mężczyzna więcej nie odpowiedział.
Po chwili zatrzymali się gwałtownie wjeżdżając w ślepą uliczkę.
Gitarzysta prychnął kręcąc głową z niedowierzaniem.
Znaleźli się chyba na największej patoli w całym mieście.
- Tu mieszkasz? Bardzo ładny dom - przekręciła teatralnie oczami wyczuwając sarkazm.
O dziwo brak warkotu silnika podziałał na nią uspokajająco pomimo niechcianego pasażera.
- Przypominam, że twoje życie zależy od mojego dzisiejszego humorku, a jest bardzo kiepski. Zwyzywałeś mnie od szmat.
- Nie moja wina, że nie wiesz kim jestem. Wiesz jak ciężko było zdobyć taką kurtkę? Poza tym jak już wcześniej ci wspominałem rozumiem, gdybyś nie usłyszała wiec przypomnę, jestem TOM KAULITZ, GITARZYSTA...
- Oh, wiec masz pieniądze. Dawaj - mruknęła stanowczo drugą rękę podsuwając mu pod nos.
Kaulitz zamrugał kilka razy ze zdumieniem.
 - Że co kurwa?
- Taki wygadany, a taki niedomyślny. Dawaj pieniądze i telefon idioto, albo pożegnaj się ze swoimi "fanami" - odparła z ironią.
Jej kąciki ust uniosły się lekko do góry, ale nie mogła sobie na więcej pozwolić niż na
znikomy uśmieszek samego diabła.
Tom spojrzał na nią ze złością, ale i z obawą. Dopiero teraz mógł się jej przyjrzeć.
Nie wyglądała na terrorystkę.
Miała niewinną twarzyczkę, ciemniejszą karnacje i długie, brązowe włosy idealnie zgrywały się z jej tęczówkami.
- No już - ponaglała go unosząc do góry brew i ruszając palcami.
Mężczyzna westchnął głośno po czym wyciągnął z kieszeni tylnych spodni portfel.
Włożył jej do ręki 500 $ .
- Więcej nie mam - burknął czując natrętny wzrok na swoim portfelu.
- I telefon - przypomniała mu wyczekująco spoglądając na niego.
Jej serce nadal szybko biło, ale nie mogła się bać.
Widać zrobił to z wielkim bólem, ale w końcu dał jej komórkę.
- A żebyś spłonęła w piekle.
- W porządku. Zaczekam w nim na ciebie, a raczej na twoje cząsteczki ciała. Ciekawe co najpierw ci odleci, głowa czy może coś bardziej "męskiego"? Pora się pożegnać panie Kaulitz. Dzięki za darmową podwózkę, telefon i pieniądze. Oddam ci. A i jeszcze jak polecisz za mną to wylecisz szybciej niż mnie złapiesz. Masz 10 sekund by stąd odjechać - dodała pewnym głosem po czym szybko wysiadła z auta trzaskając drzwiami.
 Mężczyzna przesiadł się, a gdy dotknął kierownicy poczuł się trochę bezpieczniej.
Z piskiem opon wycofał samochód i odjechał wciskając ciągle pedał gazu.
Czuł się skołowany, właśnie go napadnięto.
Zahamował gwałtownie, gdy nagle wskoczyło czerwone światło.
Nie miał zamiaru zgłaszać tego na policję.
Tym bardziej, że to dodatkowe godziny czekania i kolejny skandal w zanadrzu.
Oczywiście obawiał się, że dziewczyna będzie miała prywatne numery i zdjęcia, ale chyba teraz najważniejsze było dla niego własne życie.
Chociaż nie mógł sobie przypomnieć czy miał na telefonie jakieś swoje nagie zdjęcia...
Jeśli jutro w gazetach będzie świecił penisem rodzice go zabiją!
Uchylił lekko okno czując przyjemne lutowe powietrze.
 Poprawił się na siedzeniu i skrzywił lekko, gdy mokry materiał kurtki przyległ bardziej do ciała.
Zdjął ją bez namysłu i w tedy zdał sobie sprawę, że coś go uwiera.
Wyciągnął spod siebie ten sam przedmiot, który należał do tej złodziejki.
Spanikował w pierwszej chwili, co jeśli przez przypadek nacisnął i zaraz wyleci w powietrze?!
Jednak po chwili zmarszczył brwi drapiąc się po brodzie.
Znał skądś ten mały przedmiot wielkości kostki do planszy.
Uniósł brwi przyglądając się... breloczkowi.
Odwrócił go i spojrzał na napis wyryty na nim "Dla T od B"
Przeklął głośno po czym z całą siłą jaką w sobie posiadał uderzył gwałtownie w kierownicę powodując, że załączył się klakson. Zaśmiał się, ale nie było w tym śmiechu krzty radości..
Właśnie został wyruchany przez dziewczynę.
W dodatku jego własną bronią.
Co za ironia.
No tak to byłoby dziwne, gdyby taka mała, śmieszna dziewczynka miała prawdziwą bombę.
 Bill często powtarzał mu, że jest głupi i tępy, ale nie sądził, że ma racje.

* * * * * * * *
Czuła, że jeszcze chwila i jej serce wyskoczy z piersi.
Nie sądziła, że w przypływie adrenaliny stanie się tak dobrą aktorką.
Właściwie nie wiedziała czy wypadła dobrze, ale najwidoczniej tak skoro ktoś taki jak on dał się nabrać.
Z trudem powstrzymywała łzy, gdy sobie uświadomiła, że właśnie okradła człowieka, groziła mu śmiercią i wzięła jego telefon!
Czuła się z tym potwornie, ale co mogła innego zrobić?
Zatrzymała się na moment gdy słone łzy przedostały się na zewnątrz kierując krzywą ścieżkę po jej zarumienionym policzku.
Oparła się plecami o zimną ścianę jakiegoś starego, opuszczonego sklepu po czym osunęła się siadając na podłodze. Było jej cholernie zimno, ale bardziej niż mróz przejęła się tym co zrobiła.
Może mieli racje. Może to kraj rozpusty i kłamstw.
Może ta wiara zmienia ludzi i wcale nie jest taka dobra.
Ale to przecież nie ten Bóg kazał jej robić takie zamieszanie.
Zasłoniła rękami twarz czując jak więcej łez bezczelnie wydostaje się na zewnątrz.
Była tak skoncentrowana na tym co właśnie zrobiła, że nawet nie zauważyła, że słyszy czyjś chichot.
Spojrzała zaskoczona w bok, a widząc jakiegoś mężczyznę krzyknęła z przerażeniem.
Odskoczyła w prawą stronę przewracając się.
- Wyglądałaś tak śmiesznie - mruknął mężczyzna, a na jego bladej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
Nastolatka spojrzała na niego niepewnie.
- Śmiesznie do cholery!? Właśnie groziłam człowiekowi! I to jakiemuś gitarzyście, rozumiesz?! Ukradłam jego wóz, a on wsiadł za mną, po czym groziłam mu, że mam bombę, a nie miałam! W dodatku ukradłam mu 500 $ i zabrałam telefon! Jestem złym człowiekiem! - krzyknęła z irytacją powodując, że uśmiech zniknął.
- Przynajmniej go nie zgwałciłaś, albo nie sprzedałaś jego nerki. Jesteś dobra - spojrzała na niego z niedowierzaniem, a jej wyraz twarzy mówił coś w stylu: "SERIO?!".
- Co ja mam teraz zrobić?! Nie mogę wrócić do domu, bo mnie znajdą może na noc zaszyję się w jakimś hotelu, ale gdzie tu jest tani hotel, może... - bardziej mówiła do siebie niż do mężczyzny, który przybliżył się do niej wyciągając zza pleców butelkę z dziwnie pomarańczowym sokiem.
- Napij się - mruknął z uśmiechem.
- Co to jest?
- Sok pomarańczowy - mruknął z rozbawieniem.
 Dopiero teraz zauważyła potargane, farbowane włosy w kolorze blond i dziwnie rozszerzone źrenice.
- Jesteś na haju?
- Na emeryturze.
Dziewczyna zmarszczyła brwi z niezrozumieniem.
Zdecydowanie nie wyglądał jak facet po 60.
- Nie ważne, daj i tak nie mam nic więcej do stracenia - mruknęła gorzko po czym wzięła butelkę upijając solidnego łyka. Napój był zdecydowanie za słodki.
Nim się zorientowała obraz zaczął się wydawać bardziej fantastyczny niż kiedykolwiek, gdy widziała go w bajkach. Wszystko miało w zupełności inną barwę, inny kształt.
- Okłamałeś mnie to nie jest sok, więc co to takiego?  - zapytała czując jak jej ciało lekko się kołyszę.
- Droga do nieba - szepnął z uśmiechem, który odwzajemniła, a potem zaczął powoli znikać obraz zastępując ją ciemnością, która zdawała się nie mieć końca.

********

- Do cholery możesz mi wyjaśnić co ty odpierdalasz?!
- Nie tak głośno, bo pęknie mi głowa.
- Znowu ćpałeś idioto?! Wiesz, że właśnie mnie okradła jakaś szmata, jeździła moim wozem i zabrała telefon?! - Dziewczyna przeciągła się czując przyjemne ciepło wokół.
Uchyliła lekko powieki czując, że łóżko na którym leży jest zbyt miękkie by było jej.
Nic nie wbijało się jej boleśnie w plecy, a to znaczy...
Zakryła sobie usta ręką by czasem nie krzyknąć.
Spojrzała w dół upewniając się, że wszystko ma na sobie.
Nie miała tylko butów i cienkiej kurteczki.
Wstrzymała oddech słysząc jakieś krzyki dochodzące niedaleko.
Zwinęła się szczelniej w białą pierzynę.
- To nie moja sprawa, że jesteś głupi.
- Bill do cholery to nie jest zabawne. Groziła mi, że ma bombę! - jej serce oszalało, gdy rozpoznała ten głos.
Miała wrażenie, że zaraz po prostu zemdleje.
Okradła faceta, który zna tego faceta, który dał jej coś co na pewno nie było sokiem!?

- Znowu jakąś dziwkę przyprowadziłeś? - dodał.
Pomimo, że była cała zakryta miała wrażenie, że właśnie się na nią gapią.
- Właściwie to nie wiem skąd się tu do końca wzięła, ale zaraz sprawdzę.
Już po mnie - pomyślała z przerażeniem po czym wstała owijając się szczelnie pierzyną i zakrywając wszystko oprócz oczu.
Spuściła wzrok chcąc ich wyminąć, ale ten gitarzysta zmrużył oczy jakby nad czymś myślał.
- O kurwa to ty!

No to ma problem.




_____

Pierwszy rozdział już za mną :)
Miałam dodać rano, ale pojawił się pewien problem, który naprawił mój cudowny brat. :*
Dziękuje wszystkim za komentarze pod prologiem, mam nadzieję, że będzie was coraz więcej.
Zachęcam nadal do komentowania! :)


środa, 1 kwietnia 2015

Prolog


Odkąd tylko sięgała pamięcią zadawała sobie to samo pytanie nieustannie przez ponad 10 lat swojego życia. Czy jest gorszym dzieckiem Boga? 
Czy naprawdę jej narodziny miały jakiś konkretny sens w Jego rozumowaniu?
Czy on zobaczył w niej coś, czego nikt nie jest  w stanie dostrzec?
Nawet jej rodzice?


Skrzywiła się lekko czując gorzki posmak w ustach.
Nie rozumiała jak ludzie mogli pić to niemal codziennie po kilka butelek na raz.
Piwo lepiej nawet pachniało niż smakowało.
Westchnęła tylko odsuwając od siebie wielki kufel.
Rozejrzała się dokładniej po lokalu.
Dochodziła dopiero 21 więc powoli rozkręcała się impreza.
Nie zabrakło skąpo ubranych dziewczyn, właściwie nawet nie przypuszczała, że są pełnoletnie.
Gdzieś w kątach pary oddawały się przyjemnościom nie zważając na to, że ludzie obok mogli wszystko zobaczyć. Niektórzy od godziny tańcowali na parkiecie w rytm muzyki, którą puszczał im DJ.
Światła przyjemnie drażniły oczy mrugając na różne kolory i rozświetlając całe pomieszczenie.
Panowała duchota, a w powietrzu unosił się zapach fajek zmieszany z potem tańczących na parkiecie ludzi.
Przetarła ze zmęczeniem oczy wypuszczając ze świstem powietrze.
Nie czuła się tutaj dobrze. Czuła się niczym intruz wepchnięty w świat zupełnie jej obcy.
Nie mogła pojąć jak ci ludzie mogą tak żyć. Bawiąc się i nie przejmując niczym.
To nie tak, że była jakąś nudną siedemnastolatką, której jedyny problem polega na tym, że nie ma z kim napić się piwa. Miała problem - i to wiele większy, a w grę nie wchodziła jakaś głupia butelka alkoholu, a raczej coś bardziej cennego - jej życie.

Pokierowała znudzony wzrok w stronę wejścia do klubu.
Uniosła wysoko brwi do góry doznając nie przyjemnych dreszczy rozchodzących się po całym ciele.
W jednej chwili zamarła czując, jak oblewa ją zimny pot.
 Przełknęła ciężko ślinę, gdy jej podświadomość mimowolnie wyszeptała ciche "uciekaj".





* * * *

Prolog już gotowy! Mam nadzieje, że choć trochę was zachęciłam do czytania.
Właściwie nie wiem co z tego wyniknie, ale mimo wszystko mam nadzieje, że kogoś zainteresuje to opowiadanie :)

Pozdrawiam i wesołych świąt!